69400420_490044251798030_4308019332245356544_n

Barga

Wyobraź sobie niewielkie, senne włoskie miasteczko, nad którym góruje majestatyczna, romańska katedra. Wyobraź sobie typowe dla Toskanii pomarańczowe dachy. Wyobraź sobie cudowny widok na góry. Wyobraź sobie pyszne jedzenie przygotowywane z lokalnych składników. Brzmi nieźle? A co jak Ci powiem, że na dokładkę otrzymasz niemal zupełny brak turystów, niesamowitą ciszę i święty spokój?

Zbyt dobre, by mogło być prawdziwe?

Otóż, nie. Witam w Bardze.

Kamienna brama do Bargi.

Brama, przez którą wchodzi się do miasta. Ciekawie ściśnięta między domami i ozdobiona (?) plakatem.

Witamy w Bardze

Barga to na pozór jedno z tych włoskich miasteczek jakich wiele. Położone na wzgórzach słonecznej Toskanii, niewielkie, z obowiązkowym szeregiem zabytków sakralnych i kilkoma klimatycznymi knajpkami. Ma jednak swoją specyficzną atmosferę. Umieszczone na liście najpiękniejszych miasteczek Italii, bywa też nazywane najbardziej szkockim miastem we Włoszech, a to ze względu na częste pod koniec XIX wieku emigracje jego mieszkańców do Wielkiej Brytanii za chlebem – wielu z nich po latach wróciło na stare śmieci. Miejscowość słynie też z odbywającego się tu co roku Barga Jazz Festival, który gromadzi wielkich artystów z całego świata oraz, oczywiście miłośników jazzu.

Włoska uliczka w Bardze.

Uliczka. Pusta. W szczycie sezonu. Cuda, Panie, cuda.

Mogłabym zanudzać Cię teraz opowieściami o architekturze czy wspaniałych dziełach sztuki – w Bardze trafisz na wiele pięknych płaskorzeźb w stylu Luki della Robbia lub nawet jego autorstwa (które często bywa dość kontrowersyjne i albo nie pamiętam, albo nie jestem pewna, jak to z tym było, a Internety milczą). Nie będę jednak nawijać Ci makaronu na uszy (lub, w tym wypadku, na oczy) i opowiem o kilku prostych rzeczach, które zwróciły moją uwagę, wzbudziły zachwyt i, oczywiście, pozostawiły smakowite, kulinarne wspomnienia. Może to zachęci Cię do odwiedzenia Bargi w inny sposób niż kwieciste opisy dzieł sztuki, a może sprawi, że skrzywisz się z niesmakiem i uznasz, że pisać o Toskanii bez tychże kwiecistych opisów, to jak czyszczenie kaloryfera wędzoną makrelą – niby można, ale po co? Jakiekolwiek nie jest Twoje podejście, zapraszam do lektury. Może akurat jakiś drobny szczegół przcyciągnie Twoją uwagę?

Widok na włoskie miasteczko, w tle góry.

Tym razem to nie Barga, ale widok spod bramy. Ładny widok i ładne góry, więc moim zdaniem zasługuje na uwagę.

Barga spokój, spokój i jeszcze raz spokój

Tym, co mnie, jako najbardziej introwertycznego introwertyka świata, wyjątkowo zaskoczyło i zachwyciło w Bardze, był niemal zupełny brak ludzi. Musisz wiedzieć, że odwiedziłam Toskanię, a więc i to miasteczko, w samym szczycie sezonu. Miałam więc spore obawy związane z prawdopodobnym dzikim tłumem turystów, spod którego nie będzie widać nawet najwyższych wież włoskich kościołów. W Bardze czekała mnie jednak wspaniała niespodzianka – cisza, spokój i ta jedyna w swoim rodzaju senna atmosfera, w której czujesz się pijana lub pijany słońcem, aperolem i całą Toskanią. Poza naszą wycieczką prawie nie było tam żywej duszy – oprócz kilku leniwych, pięknych kocisk, które łypały wdzięcznie na osoby robiące im zdjęcia.

Na pierwszym planie teatr w Bardze, w tle widać wieżę katedry świętego Krzysztofa.

Katedra świętego Krzysztofa dość szybko zaczyna rzucać się w oczy. Nachalna taka. Atencjuszka.

Do miasta weszliśmy przez imponującą Porta Reale (inaczej zwaną Porta Mancianella), która jest jedną z pozostałości po stojącym tu w średniowieczu zamku. Wprawdzie nie raz i nie dwa restaurowaną, ale zawsze miło sobie pomyśleć, że wieki temu mogła się tu rozegrać jakaś krwawa intryga rodem z Gry o Tron. Na bramie wisiał już plakat reklamujący Barga Jazz Festival 2019, a po drugiej stronie, nad wejściem umieszczone zostało niewielkie, urocze tondo, podobno Tego Della Robbia (tego, który ponoć wielkim artystą był, ale tę kwestię pozostawiam prawdziwym znawcom, a nie takim podrabiańcom jak ja). To cudowne, jak we Włoszech dzieła sztuki niemal leżą na ulicy. Albo nad nią wiszą.

Tondo nad bramą do Bargi.

Czasami wystarczy tylko podnieść głowę, aby trafić na jakieś dziełko.

Przechadzając się ulicami miasteczka, szybko można zobaczyć osławioną romańską katedrę świętego Krzysztofa. Jej budowę rozpoczęto już w XI wieku, jednak trwała ona ostatecznie kilkaset lat. Duomo zwraca uwagę swoją surowością, w której kryje się jednak jakieś bliżej nieokreślone piękno. Można odnieść wrażenie, że stoi w tym miejscu od początku świata i będzie stać jeszcze długo po jego skończeniu. Wnętrze również jest dość surowe i na swój sposób mroczne. Gdzieś kiedyś usłyszałam, że istnieje możliwość zapalenia świateł (oczywiście, za niewielką opłatą), ale jeśli odwiedzisz katedrę w słoneczny dzień, nie będzie to konieczne.

Romańska katedra świętego Krzysztofa w Bardze wykonana z szarego kamienia.

No i katedra w (prawie) całym majestacie. Nie zmieściła mi się w kadrze. Oczywiście, mogłam się cofnąć, ale po co. To by było zbyt logiczne. 😀

Moją uwagę zwróciła ambona, która została wsparta na 4 filarach. Projekt ten robi wrażenie. Dwa lwy, z których jeden przygniata podobno smoka (symbolizującego, jak się słusznie domyślasz, samego diaboła), a drugi zdaje się zmagać z jakimś wrednym człowieczkiem – prawdopodobnie heretykiem. Zawsze uważałam, że lepiej palić na stosie niż rzucać lwom na pożarcie – dajmy tym biednym zwierzakom spokój. Trzeci filar jest wsparty na jakimś nieboraku, który wygląda jak ja po kilku godzinach w pracy i rzekomo symbolizuje świat pogan. Jedynie czwarty filar jest względnie normalny i po prostu opiera się na ziemi. Z jakiegoś powodu ma to niby symbolizować świat chrześcijan. Dlaczego, zapytasz? Nie wiem. Może świat chrześcijan jest bardziej przyziemny, niż może się wydawać.

Ambona w katedrze świętego Krzysztofa w Bardze.

Jeżeli świat pogan wygląda tak jak ten pan na zdjęciu, to w mojej pracy są sami poganie.

Jednak tym, co najbardziej zachwyca w całej katedrze, jest, moim skromnym zdaniem, jej otoczenie. Widzisz, Duomo, jak już wspomniałam, góruje nad miastem. Nad miastem otoczonym górami. Rozciąga się więc spod niej naprawdę cudowny widok. Dla takich toskańskich krajobrazów czasem warto żyć. Nie wiem, jak Ty, ale ja na podobne pejzaże mogłabym się gapić godzinami. Niestety, nie miałam takiego luksusu – musiałam iść dalej.

Widok na włoskie miasteczko, domki z pomarańczowymi dachami, a w tle góry.

Toskańskie, pomarańczowe dachy, góry i niebo. I jak tu iść dalej?

Toskańskie Matki Boskie i koty

W Bardze dosłownie na każdym kroku można trafić na jakieś dzieło lub dziełko sztuki sakralnej. Często są one poświęcone Matce Boskiej. Czy to robiąca wrażenie nawet na laiku takim jak ja płaskorzeźba w stylu Della Robbia umieszczona w dawnym klasztorze świętej Elżbiety, czy malutka Maryjka patrząca na nas z góry, ze ściany obdrapanego budynku – możesz mieć pewność, że od Matki Boskiej w Bardze nie uciekniesz.

Płaskorzeźba w dawnym klasztorze świętej Elżbiety w Bardze przedstawiająca Matkę Boską.
Obdrapana ściana budynku w Bardze, w ścianie niewielkie wgłębienie, w którym znajduje się mała rzeźba Matki Boskiej.

Maryjki z Bargi. Pierwsza ma zdecydowanie lepszą miejscówkę, ale druga za to ciekawszą.

Podobnie jak od kotów. Na jednego trafiliśmy niedługo po wejściu do miasteczka. Skubaniec wylegiwał się na stole, a na nasz widok tylko leniwie podniósł łeb i łaskawie pozwolił się obfotografować. Bo, oczywiście, natychmiast rzuciło się do niego całe stado fotografów-amatorów, którzy jeszcze nigdy w życiu kota nie widzieli i koniecznie musieli zrobić mu tysiąc zdjęć. Do tego szacownego grona zaliczyłam się również ja.

Stół i krzesła na dworze w Bardze, nad nimi parasol. Na stole leży łaciaty kot.

Proszę bardzo, róbcie mi zdjęcia, przedstawiciele turystycznego plebsu. Nic a nic mnie to nie obchodzi.

Drugiego kota spotkałam, kiedy w wolnej chwili udałam się na swoją tradycyjną „zagubkę”. Widzisz, mam taki zwyczaj, że jeśli tylko mogę, to w ciekawych, nieznanych mi miejscach, wchodzę w losowe uliczki i pozwalam sobie na chwilę utraty orientacji w terenie. Dlaczego to robię? Może dlatego, że podczas swoich studiów śródziemnomorskich wielokrotnie usłyszałam zdanie, że aby naprawdę poznać jakieś miejsce od podszewki, należy się w nim zgubić. I coś w tym jest. Nie raz i nie dwa trafiłam w ten sposób na zwykłe-niezwykłe zakątki, których nie odkryłabym, podążając utartym, turystycznym szlakiem. Polecam ten sposób zwiedzania – po prostu idź przed siebie, losowo skręcaj, daj się ponieść nogom. I niczym się nie martw – w dzisiejszych czasach masz przecież pod ręką GPS, więc jeśli wszystko dobrze pójdzie, to zawsze wrócisz do punktu wyjścia. A jeśli coś pójdzie nie tak, będziesz mieć co wspominać.

Kamienna uliczka w Bardze we Włoszech. Na uliczce leży łaciaty kot.

A co to za kosmitka tu zawędrowała?

Właśnie kiedy tak sobie wędrowałam po uliczkach Bargi, oczami, uszami i skórą chłonąc atmosferę tego niezwykłego miasteczka, spotkałam kota, który się patrzył, co było w porządku, a także kilku podejrzanie wyglądających typów, którzy też się patrzyli, co było już zdecydowanie nie w porządku, więc oddaliłam się stanowczym, ale nie za szybkim krokiem, żeby nie pomyśleli, że przed nimi uciekam. Bo nie uciekałam. Po prostu się oddaliłam. Tobie w podobnej sytuacji radzę zrobić to samo. Trzeba, oczywiście dbać o swoje bezpieczeństwo. Ale zachowujmy przy tym resztki godności. W końcu tak niewiele jej nam zostało.

Powiesz, po co Ci godność, skoro tracąc życie, stracisz również ją? Cóż, podejrzewam, że w takiej sytuacji i tak nic już nie będzie mnie obchodziło. Ale! Ty bądź mądrzejsza lub mądrzejszy ode mnie i po prostu dbaj o siebie.

Chciałabym jeszcze zaznaczyć, że Ci ludzie prawdopodobnie nie byli żadnymi podejrzanymi typami, tylko miejscowymi zdziwionymi tym, że ktoś obcy trafił na zazwyczaj nieuczęszczaną przez turystów uliczkę. Nie sądzę, żeby Barga była szczególnie niebezpiecznym miejscem – nie musisz się tego obawiać. Ale moja zaawansowana paranoja kazała mi myśleć, że znalazłam się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Wąska uliczka w Bardze we Włoszech.

I kolejna pusta uliczka. Raj introwertyków.

Barga gdzie by tu zjeść?

Oddaliwszy się z miejsca zdarzenia, uznałam, że po takich emocjach (w końcu mogłam umrzeć!) warto byłoby coś zjeść. Wybór padł na znajdującą się przy Piazza Angelio niewielką knajpkę L’Osteria Di Riccardo Negri zachwalaną przez pilotkę naszej wycieczki. Zachwalaną chyba słusznie, bo zamówiona przeze mnie bruschetta z pomidorami i lokalnym serem była absolutnie cudowna, rozpływająca się w ustach i tak pyszna, że do dziś pamiętam jej wyjątkowy smak. Zawsze, kiedy jem coś, co choć odrobinę ją przypomina, natychmiast wracam myślami do Bargi i tego cudownego, słonecznego dnia, kiedy miałam okazję spróbować tego daru niebios. Espresso również było doskonałe, co we Włoszech nie jest jednak szczególnie dużą niespodzianką. W Internecie znalazłam też informację, że restauracja serwuje dania wegańskie, jeśli więc preferujesz taką kuchnię, prawdopodobnie znajdziesz tam coś dla siebie.

Na talerzu leżą dwie połówki bruschetty z pomidorami i rozpuszczonym serem.

Przepraszam za jakość tego zdjęcia, ale najpierw jadłam, a potem myślałam.

I właśnie tym miejscem, tą bruschettą i tym włoskim przedpołudniem, kiedy to odwiedziłam Bargę, inspirowany jest dzisiejszy przepis. Prosty, bo za skomplikowanymi niespecjalnie przepadam, do wykonania ze składników, które masz pod ręką i szybki – zapomnij o godzinach spędzonych w kuchni. Idealny na śniadanie, kolację, podwieczorek, a na upartego nawet na deser – co kto lubi. Ja nie zamierzam Ci niczego zabraniać. Wręcz przeciwnie, wypróbuj ten przepis i zachwyć się smakiem podrabianej włoskiej bruschetty tak, jak ja zachwycam się nim zdecydowanie za często. Ale do rzeczy.

Na talerzu leży bruschetta z pomidorami i rozpuszczonym serem.

A tu nasza wersja, tym razem mozzarellą light.

Podrabiana włoska bruschetta

Składniki

  • Kilka kromek pieczywa – chleba, bułki, bagietki, cokolwiek znajdziesz w kuchni.
  • Pomidory – dobrze by było jak najlepsze, ale weź, jakie masz.
  • Ser – jaki masz w lodówce, osobiście polecam jakiś dobry włoski (na przykład mozzarellę) albo pleśniowy. Spróbuj tylko wybrać taki, który dobrze się rozpuści w piekarniku.
  • Masło.
  • Czosnek – ząbek (po prostu natrzyj nim pieczywo) lub w proszku (ten traktuj jako zwykłą przyprawę, niczego proszkiem nie nacieraj).
  • Sól, pieprz, bazylia, oregano, zioła prowansalskie i czosnek niedźwiedzi – tu masz pełną dowolność, przypraw sobie tak, jak lubisz. Ja podaję tylko sprawdzony przeze mnie, mój ulubiony zestaw. Polecam szczególnie czosnek niedźwiedzi – to prawdziwa magia smaku.
  • Opcjonalnie ser feta – najlepiej podrabiany, na przykład z Biedronki.

Wykonanie

  • Rozgrzej piekarnik do 180ºC i wyłóż blachę papierem do pieczenia.
  • Posmaruj kromki pieczywa masłem, a następnie według uznania posyp je z wierzchu solą, pieprzem i czosnkiem (lub natrzyj ząbkiem czosnku). Ja zawsze dodaję bardzo dużo przypraw – jeśli jednak nie lubisz przesolonego jedzenia, zachowaj umiar. Tak przygotowane kromki układaj na wyłożonej papierem blaszce.
  • Pomidory umyj i pokrój w kostkę lub plasterki. Możesz je wcześniej sparzyć i obrać ze skóry, ale jeśli tak jak ja jesteś leniwą bułą, daj sobie z tym spokój – bruschetty i tak będą smaczne.
  • Pomidory połóż na przygotowanym wcześniej pieczywie i przypraw je bazylią, oregano, ziołami prowansalskimi oraz czosnkiem niedźwiedzim.
  • Jeśli zdecydujesz się na zastosowanie fety, pokrój jej niewielki kawałek w kostkę albo, jeśli Ci się nie chce, pokrusz go palcami i poukładaj na swoich kanapkach. Ja zazwyczaj „uzupełniam” nią ewentualne przerwy między pomidorami.
  • Weź ser, pokrój go w plastry i ułóż je na pomidorach.
  • Kiedy to zrobisz, pozostaje Ci już tylko włożyć bruschetty do rozgrzanego piekarnika na około 7-10 minut.

Na talerzu leżą dwie bruschetty z pomidorami i rozpuszczonym serem camembert.

Tu wersja z camembertem.

Ser się rozpuści i razem z pomidorami, masłem i przyprawami da doskonały efekt smakowy. Wypieści Twoje podniebienie lepiej niż niesławny Grey swoją Anastasię. Zaufaj mi – nic tak nie robi dnia jak podrabiane włoskie bruschetty ze składników, które znajdziesz pod ręką!

Udostępnij

Może zainteresuje Cię też:

Ruiny zamku Sobień w Manastercu.

Zamek Sobień w Manastercu

Zbliża się Halloween, więc przygotowałam dla Was specjalny wpis z tej okazji. Odwiedzimy dziś ruiny zamku Sobień w Manastercu, poznamy kilka ciekawych legend, a może

Czytaj więcej »
Widok na Trzy Korony.

Trzy Korony

Dziś zabiorę Was w Pieniny – tu jeszcze razem nie byliśmy. Zdobędziemy jeden z najbardziej rozpoznawalnych szczytów w Polsce, czyli Trzy Korony, przejdziemy się tajemniczym

Czytaj więcej »

5 Responses

  1. No, pięknie, pięknie i ciekawie 🤗
    Trochę więcej szczegółów się dowiedziałam, trochę sobie przypomniałam z wcześniejszych opowieści. Pewien szczegół dopiero teraz ujrzał światło dzienne 🤔… „podejrzane typy” 😳? Mamma mia 😱

    1. Podejrzane jak podejrzane, tak jak napisałam we wpisie, najprawdopodobniej nie było w nich zupełnie nic podejrzanego, a ja jak to ja po prostu sobie nawkręcałam 😉 Nie ma się czym przejmować 😁

  2. Teraz to już nie ma czym się przejmować 👍fakt 😂.
    Ps. Ja sobie również wkręcam, wciąż i nadal 🤦‍♀️

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.