1693591927151

Babia Góra

Lubicie wyzwania? Ja też. Dlatego dziś mam dla Was coś naprawdę fantastycznego. Zdobędziemy Babią Górę – najwyższy szczyt Beskidu Żywieckiego, którego wysokość to całe 1725 m n.p.m. Przejdziemy się słynną Percią Akademików, trochę się napocimy, zgubimy płuco (albo nawet dwa), wypijemy coś dobrego w schronisku, pobujamy się na łańcuchach (nie no, nie róbcie tego) i poznamy historię wojny na pędzle (tak, na pędzle, dobrze czytacie). Brzmi dobrze? No to ruszamy w drogę!

Czeka nas dzisiaj masa atrakcji… i masa kamieni.

Kwestie techniczne

Jak wspomniałam we wstępie, Babia Góra wznosi się na wysokość 1725 m n.p.m. i jest najwyższym szczytem Beskidu Żywieckiego. Zalicza się do Korony Gór Polski – jeśli chcemy uzyskać zaszczytny tytuł zdobywcy, musimy się na nią wgramolić. Prowadzi na nią kilka szlaków – najprostszy i chyba najpopularniejszy prowadzi z Przełęczy Krowiarki. Ja jednak mam dla Was coś znacznie ciekawszego. Pokażę Wam piękną Perć Akademików – przejście nią dostarcza niezapomnianych wrażeń.

Zmierzymy się z małym torem przeszkód.

Kilka słów o wojnie na pędzle

Zanim jednak wyruszymy w drogę, przyjrzyjmy się bliżej czemuś, co jest bardzo ważne podczas górskich wędrówek – szlakom. Z tymi, które prowadzą na Babią Górę, związana jest bardzo ciekawa historia, którą dziś znamy pod nazwą “wojna na pędzle”. O co w tym wszystkim chodziło? Już spieszę z wyjaśnieniami.

Pionierem masowej turystyki w Beskidach była niemiecka organizacja Beskidenverein. Jej działalność w okolicach Babiej Góry rozpoczęła się już w XIX wieku, gdy Polska była jeszcze pod zaborami. Niemcy wytyczyli pierwsze szlaki na szczyt i postawili schronisko, którego budowę zakończono w 1905 roku.

Polakom niezbyt się to wszystko podobało i trudno się dziwić. Na terenie schroniska obowiązkowe było komunikowanie się w języku niemieckim, a ceny były bardzo wysokie (to akurat jest ponadczasowy problem). Zamiast marudzić, postanowili jednak działać. Już w 1906 roku, czyli niedługo po powstaniu niemieckiego schroniska, Polacy wybudowali swoje Schronisko na Markowych Szczawinach – pomysł ten wyszedł od członków babiogórskiego oddziału Towarzystwa Tatrzańskiego (które na przestrzeni lat przeszło kilka zmian i dziś istnieje jako znane wszystkim Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze, czyli PTTK).

Jak można się domyślić, Niemcy nie byli zachwyceni. Tak właśnie zaczęła się wojna na pędzle.

Zanim przejdziemy do dalszej części historii, popatrzcie na trochę zieleni.

Niemcy konsekwentnie usuwali polskie oznaczenia szlaków, odmawiali też używania polskich nazw miejsc. Nie zmieniło się to nawet po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku. Na przestrzeni lat stosunki między polską a niemiecką organizacją ulegały coraz większemu pogorszeniu. Niemcy niszczyli oznaczenia Polaków, a Polacy nie pozostawali im dłużni. Doszło nawet do tego, że członkowie Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego usunęli wszystkie niemieckie tabliczki i spalili je na stosie. Obie organizacje wielokrotnie odwiedzały też sale sądowe, podobno zdarzały się także podpalenia schronisk.

Taki mały znaczek, a taki ważny!

W kolejnych latach Polacy przejęli wszystkie niemieckie szlaki w rejonie Babiej Góry, udało im się także odebrać Niemcom schronisko. Nie dotrwało ono jednak do naszych czasów – najpierw zostało ostrzelane podczas II wojny światowej, a potem przez jakiś czas stacjonowała tam Armia Czerwona. Następnie Polskie Towarzystwo Tatrzańskie chciało odnowić obiekt, ale tuż przed zakończeniem remontu spłonął on w niewyjaśnionych okolicznościach.

A co z polskim schroniskiem na Markowych Szczawinach? Funkcjonuje ono do dziś, choć nie w takiej formie jak przed laty – w 2007 roku zostało rozebrane, a już w 2009 roku na jego miejscu stanął zupełnie nowy budynek, do którego dzisiaj zajrzymy.

Dziś w schronisku znajdziemy taką informację. Strzeżcie się, niesforni turyści!

Ruszamy na szlak

Wybaczcie mi tę przydługą opowieść o wojnie na pędzle, ale bardzo mnie zaciekawiła i chciałam się nią z Wami podzielić. A teraz już zabieram Was w drogę – w końcu czeka nas około 5-godzinny marsz.

Jak wspomniałam na początku, najpopularniejszy szlak na Babią Górę prowadzi z Przełęczy Krowiarki, ale my udamy się w zupełnie innym kierunku. Naszą wyprawę zaczniemy w miejscu o nazwie Zawoja Markowa. Znajduje się tam dość duży parking (tutaj), można więc bez problemu zostawić samochód. Parking jest płatny – są tam parkometry i da się w nich płacić kartą (a przynajmniej dało się podczas mojej ostatniej wizyty).

Zaraz przy parkingu znajdziemy niewielki budynek, w którym kupujemy bilety wstępu do Babiogórskiego Parku Narodowego. Można też przybić tu pieczątkę do Korony Gór Polski.

Kiedy formalności mamy już za sobą, ruszamy w drogę. Idziemy zielonym szlakiem do schroniska Markowe Szczawiny. Trasa prowadzi lasem i wędruje się całkiem przyjemnie… do czasu. Później robi się dość ostro, ale możemy pocieszać się myślą, że najlepsze dopiero przed nami.

Zaraz przy wejściu na szlak trafiamy na kibelek, mamy więc ostatnią szansę, aby załatwić ewentualne potrzeby. Kolejna szansa dopiero w schronisku.

Po około 1,5-godzinnym marszu w końcu trafiamy do schroniska, które po tych kilku stromych podejściach jawi nam się jako prawdziwy raj. Warto tu chwilę odpocząć, wypić jakiś eliksir życia i podreperować siły – dalsza wędrówka będzie wymagała jeszcze więcej wysiłku. Zaznaczam jednak, że Babia Góra i Perć Akademików, którą pokonamy w drodze na jej szczyt, zdecydowanie są tego wszystkiego warte.

Schronisko i mikstura życia. Jedno z najdroższych piw w moim życiu.

Gdy już trochę odetchniemy, opuszczamy rajskie schronisko i zaczynamy dalsze zmagania. Kierujemy się na szlak żółty, który poprowadzi nas na Perć. Czeka nas około 1,5 godziny marszu.

Na początku jest całkiem niewinnie – droga idzie sobie lasem i my też sobie idziemy, nastawiając się psychicznie na to, co nas czeka. Później znów robi się stromo – mozolnie pokonujemy kolejne metry w górę, aby wreszcie dotrzeć do pierwszego odcinka z łańcuchami.

Po drodze możemy spotkać taką koleżankę.

Tu muszę Was uspokoić – odcinki z łańcuchami na Perci Akademików nie są ani specjalnie wymagające technicznie, ani trudne. Myślę, że większość z Was, jeśli nie ma poważnych problemów zdrowotnych, bez problemu sobie poradzi. Nie przechodzimy też nad żadnymi strasznymi przepaściami, jest to zatem doskonałe miejsce, aby nieco obyć się z takimi trasami i nauczyć się po nich poruszać.

No i mamy łańcuchy. Nie taki diabeł straszny, jak go malują.

Po jakimś czasie dochodzimy do najtrudniejszego punktu na całym szlaku. Przyjdzie nam pokonać Czarny Dziób, czyli pionową ścianę o wysokości 8 m. Pomogą nam w tym łańcuchy i klamry – jak wyżej, nie trzeba się tego obawiać, a można potraktować to jako swego rodzaju lekcję, możliwość oswojenia się z tego typu odcinkami.

Trochę się powspinamy.

Gdy uporamy się z tym wyzwaniem, od szczytu będzie nas dzielić już bardzo niewiele. Trzeba się jeszcze trochę powspinać, ale wszystko rekompensują nam piękne widoki… albo i nie, Babia Góra nie bez powodu bywa nazywana Kapryśnicą. Ale nawet jeśli widoków nie ma, i tak jest cudnie.

Pod samym szczytem, w niewielkim skalnym wgłębieniu, znajduje się figura Matki Bożej Królowej Babiej Góry. Warto się przy niej zatrzymać – to miejsce naprawdę ma coś w sobie. Następnie możemy udać się prosto do naszego upragnionego celu.

Jeszcze tylko troszeczkę…

Na szczycie znajduje się charakterystyczny kamienny murek, który pełni funkcję wiatrochronu. Trafimy tam również na obelisk ustawiony przez Węgrów na pamiątkę zdobycia Babiej Góry przez arcyksięcia Józefa Habsburga. Mamy też ołtarz polowy i obelisk z tablicą pamiątkową poświęcony Janowi Pawłowi II. Nie zrażajcie się, jeśli szczyt będzie skąpany w chmurach i nic nie będzie z niego widać – czasami wystarczy poczekać. Podczas mojej ostatniej wyprawy posiedziałam na górze może 15-20 minut, a chmury łaskawie się rozstąpiły i mogłam ponapawać się wspaniałymi widokami.

Było tak…

…a już niedługo potem tak. Między wykonaniem tych dwóch zdjęć minęło może pół godziny.

Perć Akademików to szlak jednokierunkowy – nie możemy więc zejść tak samo, jak weszliśmy. Aby wrócić do schroniska Markowe Szczawiny, kierujemy się na szlak czerwony, który prowadzi przez Przełęcz Brona. To naprawdę piękna, widokowa trasa – momentami nie wiadomo, w którą stronę patrzeć, bo wszędzie jest coś cudownego.

Jest cudnie.

Naprawdę cudnie.

Muszę coś jeszcze dodawać?

Do schroniska trafiamy po około godzinie, a stamtąd na parking idziemy przez około 45 minut. To była długa i intensywna wyprawa, ale myślę, że warta każdego wysiłku.

Babia Góra zimą

Jeśli chcesz zdobyć Babią Górę zimą, pamiętaj, że w tym okresie Perć Akademików jest zamknięta ze względu na zargrożenie lawinowe i bardzo trudne warunki. Musisz więc wybrać inną drogę. Informacje na temat otwierania i zamykania szlaku znajdziesz na stronie Babiogórskiego Parku Narodowego w zakładce Aktualności.

Coś na odzyskanie sił po wyprawie

Kiedy ostatnio byliśmy na Babiej Górze, nocowaliśmy w Zawoi. Po tak intensywnej wyprawie chcieliśmy zjeść coś konkretnego i tak trafiliśmy do niewielkiej burgerowni Obłędny Bycek. Nie zawiedliśmy się – burgery były przepyszne. Jeśli kiedyś będziecie w okolicy, warto tam zajrzeć.

Sprawca całego zamieszania.

Mając to w pamięci, postanowiłam dziś podzielić się z Wami przepisem na burgery. Będzie to przepis trochę oszukany i leniwy, bo użyjemy kilku gotowych produktów – umówmy się, mało komu chce się robić wszystko zupełnie od zera. Ale i tak będzie pysznie! Jeśli macie sprawdzone przepisy na bułki burgerowe czy sosy, możecie się podzielić – chętnie przetestuję.

Przepis będzie w dwóch wersjach – bardziej zdrowej i mniej zdrowej. Wybierzcie taką, która bardziej Wam odpowiada.

Tu akurat wersja mniej zdrowa.

Burgery na odzyskanie sił po wyprawie

Składniki (na 2 hamburgery)

  • 2 bułki burgerowe lub w zdrowszej wersji sałata, na przykład lodowa (2 duże liście albo 4 mniejsze) – gdy pierwszy raz robiłam burgery na sałacie, myślałam, że będzie mi brakować bułek, ale bardzo się myliłam. Obie wersje są po prostu doskonałe.
  • Masło – do posmarowania bułek. Pomiń je, jeśli robisz zdrowszą wersję.
  • 2 kotlety do hamburgerów.
  • 2 plastry sera – na przykład szwajcarskiego lub Rolady Ustrzyckiej.
  • 4 plastry sera cheddar lub radamer – możesz też wybrać inny ser albo zostać tylko przy jednym rodzaju, co kto lubi.
  • 2 plastry bekonu – lub więcej, ile chcesz.
  • Trochę zieleniny – na przykład garść jakiegoś miksu sałat.
  • Sosy – tu masz dowolność, możesz wymieszać keczup z musztardą albo użyć gotowego sosu do hamburgerów, co tam masz pod ręką.
  • Przyprawy – ja używam soli, pieprzu, czosnku w proszku, papryki wędzonej, chili i trochę cynamonu.
  • Cebulka prażona – opcjonalnie, do smaku.

Wykonanie

  • Przypraw kotlety – ja wcieram w nie zazwyczaj sól, pieprz, czosnek granulowany, niewielką ilość chili, paprykę wędzoną i odrobinę cynamonu.
  • Jeśli masz frytkownicę beztłuszczową (air fryer), ustaw ją na 190°C i 19 minut, a następnie włącz nagrzewanie wstępne. Gdy nagrzewanie się zakończy, umieść kotlety na kratce w koszu i włóż całość do urządzenia. Pamiętaj, aby mniej więcej w połowie czasu obrócić mięso na drugą stronę. Jeśli nie masz frytkownicy, żaden problem – po prostu usmaż mięso na patelni.
  • W międzyczasie przekrój bułki i posmaruj je masłem. Następnie podpiecz je w piekarniku (przez około 5 minut) lub podsmaż na patelni. Możesz też przyprawić masło solą, czosnkiem granulowanym i pieprzem. Jeśli robisz zdrowszą wersję, pomiń ten punkt.
  • Podsmaż bekon, żeby zrobił się chrupiący. Nie musisz dodawać tu żadnego tłuszczu – z mięsa wytopi się go wystarczająco dużo.
  • Pod koniec smażenia hamburgerów połóż na nich ser, żeby się podgrzał i rozpuścił. Ja na każdy kotlet kładę plasterek sera szwajcarskiego lub Rolady Ustrzyckiej i dwa plasterki sera cheddar lub radamer.
  • Gdy wszystko jest już gotowe, możemy składać naszego burgera. Na bułkę lub liść sałaty dajemy trochę sosu, a na to cebulkę prażoną i zieleninę. Następnie kładziemy kotleta z rozpuszczonym serem, bekon i znów trochę sosu. Później przykrywamy to wszystko drugą połową bułki lub sałatą.

A tu wersja zdrowsza.

Takie burgery są naprawdę pyszne – w obu wersjach. Spróbujcie i przekonajcie się sami! A tymczasem – do następnego.


Jeśli chcesz, zaobserwuj mnie na Facebooku i Instagramie – znajdziesz tam informacje o najnowszych wpisach, zdjęcia, przemyślenia i inne takie. Zapraszam serdecznie!

Udostępnij

Może zainteresuje Cię też:

Ruiny zamku Sobień w Manastercu.

Zamek Sobień w Manastercu

Zbliża się Halloween, więc przygotowałam dla Was specjalny wpis z tej okazji. Odwiedzimy dziś ruiny zamku Sobień w Manastercu, poznamy kilka ciekawych legend, a może

Czytaj więcej »
Widok na Trzy Korony.

Trzy Korony

Dziś zabiorę Was w Pieniny – tu jeszcze razem nie byliśmy. Zdobędziemy jeden z najbardziej rozpoznawalnych szczytów w Polsce, czyli Trzy Korony, przejdziemy się tajemniczym

Czytaj więcej »

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.