Miejsca, które dziś odwiedzimy, są nie z tej ziemi. I jest w tym ziarno prawdy – to nie tylko wydumana przenośnia. Ale o tym za chwilę. Dokąd się wybierzemy? Na Kotarz i Halę Jaworową. A żeby nie było zbyt trudno, wyruszymy z Przełęczy Salmopolskiej. Prowadzący stamtąd szlak jest jednym z tych lekkich, prostych i przyjemnych – idealny, gdy chcesz się przespacerować i pobyć w górach, a niekoniecznie masz ochotę na łapanie zadyszki, wypluwanie płuc i inne ciekawe atrakcje. Trasa nie jest też specjalnie długa – nawet jeśli wyjdziesz na szlak odrobinę później, to jeżeli Twoje postoje nie będą trwały po kilka godzin, nie musisz się martwić, że zastanie Cię noc i głodny niedźwiedź.

To taka mała zapowiedź tego, co nas czeka. Piękna zapowiedź.
Mamy więc stosunkowo łagodną, mało wymagającą trasę, a do tego ciekawe punkty po drodze i wspaniałe widoki – czego chcieć więcej?
A więc w drogę!
Jak wspomniałam na początku, ruszamy z Przełęczy Salmopolskiej. Mimo że jest tam spory parking, warto przyjechać stosunkowo wcześnie – w późniejszych godzinach miejsca jest tam tyle co w McDonaldzie po przyjeździe wycieczki szkolnej, czyli wcale. Znaleźć tam możesz również kilka punktów gastronomicznych, jeśli więc przed wędrówką lub po niej będziesz chciał coś zjeść, nie ma problemu. Na miejscu funkcjonują też wyciągi narciarskie. Sami więc widzicie, dlaczego bywa tam tłoczno – narty, szlaki, knajpy i te sprawy.

Już na początku trasy witają nas takie widoki. Jeśli to nie jest motywacja, żeby iść dalej, to nie wiem, co nią jest. Może jeszcze zimne piwo na Kotarzu.
Na szczęście możemy szybko opuścić ten turystyczny przybytek. Ruszamy czerwonym szlakiem i już po chwili otwiera się przed nami iście wspaniały widok. Zanim jednak uznasz, że skoro już widziałeś góry, to możesz wracać, weź pod uwagę, że dalej będzie jeszcze piękniej, a nawet się specjalnie nie zmęczysz. Po drodze możesz też odpocząć na ławeczce, jeśli będziesz mieć taką potrzebę lub kaprys.
Po krótkiej wędrówce dostaniesz się na Grabową, skąd na Kotarz idzie się już tylko około 40 minut (tak przynajmniej twierdzi tabliczka na słupku). Nie pamiętam, jak długo szłam ostatnim razem, ale na pewno nie było to nic nie do przyjęcia. Nie bój się, nie zgubisz płuca.


Grabowa. Jak widać, nie kłamię – tabliczka głosi, że na Kotarz jeszcze tylko 40 minut.
Po drodze zobaczysz jeszcze kilka ładnych widoczków i ani się nie obejrzysz, a już znajdziesz się na Kotarzu. Działa tam niewielki punkt gastronomiczny, możesz więc kupić sobie coś do jedzenia. Leją też piwo i, co najważniejsze, jest tam toaleta. Warto z niej skorzystać – w przeciwnym razie później możesz mieć problem. Uwierz, wiem coś o tym.


Jest Kotarz, jest i piwo. Nawet jeśli tym razem trasa nie jest zbyt wymagająca, nagroda musi być.
Skąd się wzięła nazwa “Kotarz”? Ano stąd, że dawniej w tych okolicach prowadzono wypas owiec. Owieczki, tak jak inne zwierzątka, nie biorą się z powietrza – jak wiadomo, muszą się rozmnażać. Słowo “Kotarz” oznacza właśnie miejsce, w którym owce się “kociły”. Owce, które się kocą… Ładny zwierzyniec nam się tu zrobił. Ale mniejsza z tym.

Obiecana toaleta i widoczek w tle. Tak, ten ładny domek to wychodek. Prawie jak w Shreku.
Na Kotarzu znajduje się również ołtarz, który od razu przyciągnął moją uwagę. I słusznie. Jak się okazało, jest to kawał interesującego ołtarza.

Rzeczony ołtarz.
Ołtarz Europejski, bo o nim mowa, powstał z inicjatywy pastora ewangelickiego Jana Byrta. Jak stwierdził, Europa potrzebuje dzisiaj modlitwy, postanowił więc wybudować ołtarz, przy którym mają się modlić ludzie różnych wyznań. Aby wprowadzić swój plan w życie, potrzebował kamieni z różnych stron świata. Zaapelował o ich dostarczenie i otrzymał nie byle co. W ołtarz wbudowane są kamienie z wielu zakątków Europy i nie tylko. Tu właśnie rozwiązuje się zagadka z początku tego wpisu – niektóre elementy ołtarza są nie z tej ziemi. Pastor otrzymał bowiem również kawałki meteorytu. Ofiarował je podobno jakiś zbieracz z Katowic. Mamy więc na Kotarzu niewielki fragment kosmosu. Oprócz tego w ołtarz wmurowano między innymi kamienie z Mount Everestu i ruin World Trade Center, a nawet fiolkę z ziemią z Czarnobyla. Taka to ciekawostka.

Rzut oka na Ołtarz Europejski z innej perspektywy.

A na ołtarzu leżą sobie takie kamyczki. Możesz poćwiczyć układanie zdań.
Gdy napatrzysz się na ołtarz i widoczki, wypijesz piwo i skorzystasz z toalety, ruszaj dalej. Z Kotarza na Halę Jaworową jest już naprawdę niedaleko, a zdecydowanie warto ją odwiedzić. Przekonasz się, że nie zmyślam.
Po chwili wędrówki doskonale widoczną ścieżką wyjdziesz z lasu i otworzą się przed Tobą niesamowite krajobrazy. Gdzie nie spojrzysz, tam góry – dostrzec można między innymi Czantorię i Równicę. Pejzaż jest naprawdę niesamowity i pozwala choć na chwilę zapomnieć o wszystkim innym. Po prostu stoisz i patrzysz. Albo leżysz, jeśli widok zwalił Cię z nóg.

Warto było, prawda?
Na Hali Jaworowej dostrzec można również pasterską kolibę – pozostałość po prowadzonych tu dawniej wypasach owiec. Krajobraz dopełniają “rozrzucone” tu i ówdzie drzewa. Jako że z takimi widokami naprawdę trudno się rozstać, można na przykład zrobić sobie przerwę i coś przekąsić. Tak też uczyniliśmy. Oddaliliśmy się trochę od najbardziej obleganych punktów, usiedliśmy pod drzewem i zjedliśmy małe co nieco, podziwiając górską panoramę. W takim miejscu wszystko smakuje jakoś lepiej.


Dowód na to, że to naprawdę Hala Jaworowa. I chmurki.

Kolejny zapierający dech w piersiach widoczek.

I jeszcze jeden. Bo dlaczego nie?
Gdy już zjedliśmy, nad nami zaczęły zbierać się podejrzanie wyglądające chmury, uznaliśmy więc, że niestety czas wracać. Żeby nie iść dwa razy tą samą drogą, nie wspinaliśmy się z powrotem na Kotarz, tylko ominęliśmy jego wierzchołek, przechodząc niebieskim szlakiem przez las. To również bardzo ciekawy wariant. Leśna droga ma swój klimat, na trasie trafimy też na sporo interesujących skałek i kamieni.

Leśna droga. Tylko czekać, aż zza drzewa wyskoczy jakiś Legolas.

To naprawdę ładny głaz.
Po chwili znowu znajdziemy się na szlaku między Kotarzem a Przełęczą Salmopolską. Stąd kierujemy się już z powrotem na parking, niestety tą samą drogą co wcześniej. Ma to jednak taką zaletę, że jeśli jesteście zmęczeni po całym dniu w górach, to bez problemu doczłapiecie do samochodu. Trasa, jak już wspominałam, jest naprawdę prosta i przyjemna.

Łapcie jeszcze cudny widoczek z trasy. Tak na zachętę.
I tak się kończy nasza wycieczka. Po powrocie do domu możesz sobie coś ugotować. Co? Już spieszę z podpowiedzią. Przygotujemy dzisiaj pyszny makaron z kurczakiem w sosie śmietanowo-pomidorowym. Do zaproponowania Ci tego przepisu zainspirował mnie Ołtarz Europejski. Dzisiejsze danie również jest swego rodzaju mieszanką wszystkiego i również jest “nie z tej ziemi” (bo wiesz, takie pyszne, że odlecisz w kosmos). Czyli wszystko się zgadza.
Z makaronem tym wiąże się taka historia, że zamówiliśmy kiedyś podobne danie w jakiejś knajpie. Okazało się bardzo dobre, spróbowaliśmy więc je odtworzyć. Po dokładnym researchu i wielu kombinacjach alpejskich udało nam się uzyskać naprawdę fantastyczny rezultat. Nasz makaron jest jeszcze lepszy niż ten z knajpy. Idealny pomysł na obiad. Sprawdź na własnej skórze!

Na sam widok chce mi się takiego. Chyba sobie zrobię.
Makaron z kurczakiem nie z tej ziemi (2 porcje)
Składniki
- Pierś z kurczaka – tyle, ile potrzebujesz. Nam jedna wystarcza na dwie porcje.
- Kilka ząbków czosnku – w zależności od Twoich preferencji.
- Cebula.
- Makaron tagliatelle – ugotuj tyle, ile zjesz.
- Puszka pomidorów krojonych.
- 200 g śmietany kremówki.
- Natka pietruszki – świeża.
- Kilka pomidorków koktajlowych.
- Ser Parmezan, Grana Padano albo Pecorino – do potarcia na gotowe danie.
- Przyprawy – jakie chcesz. Ja użyłam soli, pieprzu, czosnku w proszku, czosnku niedźwiedziego, pieprzu czosnkowego, ziół prowansalskich i mieszanki ziół włoskich.
Wykonanie
- Wstaw wodę na makaron. Gdy woda zacznie się gotować, ugotuj makaron zgodnie z opisem na opakowaniu.
- W międzyczasie pokrój w kostkę pierś z kurczaka, czosnek i cebulę.
- Na patelnię wlej trochę oliwy i podsmaż na niej pokrojoną cebulę oraz czosnek.
- Gdy cebula zacznie się szklić, dodaj na patelnię kurczaka.
- Podczas smażenia kurczaka możesz dodać przyprawy. Ja w tym momencie używam soli, pieprzu, czosnku w proszku i pieprzu czosnkowego.
- Gdy kurczak się usmaży, dodaj na patelnię pomidory krojone. Podsmaż wszystko jeszcze przez chwilę i co jakiś czas mieszaj.
- W międzyczasie posiekaj natkę pietruszki i przekrój pomidorki koktajlowe na pól.
- Gdy sos na patelni zgęstnieje, wlej do niego śmietanę kremówkę.
- Wymieszaj, przypraw i podgrzej jeszcze przez chwilę. Ja w tym momencie dodaję zioła prowansalskie i zioła włoskie, a w razie potrzeby doprawiam jeszcze solą i pieprzem.
- Wrzuć na patelnię ugotowany makaron i dokładnie wymieszaj.
- Do potrawy dodaj posiekaną natkę pietruszki i przekrojone pomidorki koktajlowe. Wymieszaj.
- Gotowe danie przełóż na talerze i jeśli chcesz, posyp startym serem.
I to wszystko! Jak widzisz, możesz w prosty sposób zrobić sobie naprawdę przepyszny obiad. Nie zajmie to za dużo czasu i nie wymaga użycia wielu składników. Wprost idealny sposób, żeby odzyskać siły po wyprawie w góry! Oczywiście, nie musisz odbyć rytualnej podróży na Halę Jaworową przed przyrządzeniem takiej potrawy. Ale możesz. Jak widać na załączonych obrazkach, warto!
Jedna odpowiedź
No ładnie tam, ale ja poczekam na wodę 😁