Bohatera dzisiejszego wpisu chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Słynne Morskie Oko – okrzyczane, oblegane i… naprawdę piękne. Niestety, sława tego miejsca jest jak najbardziej zasłużona, ale sprawia, że trudno tam uniknąć tłumów. Chociaż mam na to kilka sposobów, którymi się z Wami podzielę. 😉 Wybierzemy się więc dzisiaj nad Morskie Oko, a potem przygotujemy pyszne jajka w tostach. Nie pytajcie, dlaczego tak. Ruszajmy na szlak!

Będzie naprawdę pięknie i widokowo.
Krótko o Morskim Oku
Nie będę się tutaj rozgadywać – w końcu o Morskim Oku słyszał chyba każdy. Dla porządku napiszę jednak, że jest to drugie pod względem powierzchni jezioro w Tatrach. Leży w przepięknej Dolinie Rybiego Potoku na wysokości 1395 m n.p.m. Swoją sławę zawdzięcza naprawdę malowniczemu położeniu – jest otoczone majestatycznymi górami, wśród których wymienić można między innymi Mięguszowieckie Szczyty, charakterystycznego Mnicha i oczywiście najwyższy szczyt w naszym kraju, czyli Rysy. W pobliżu Morskiego Oka znajduje się także schronisko PTTK – mamy więc gdzie odpocząć, zjeść i wypić coś dobrego w nagrodę.

To chyba jedno z najpiękniej położonych schronisk w Tatrach, o ile nie na świecie.
Morskie Oko – jak dojechać?
Zasadniczo opcje mamy dwie. Jeśli jedziemy samochodem, możemy zostawić go na płatnym parkingu TPN. Ceny bywają niestety naprawdę wysokie – w sezonie sięgają 55 zł lub nawet 75 zł w zależności od terminu. Bilety kupujemy online, na oficjalnej stronie TPN. Warto też wiedzieć, że parking jest podzielony na kilka części – najbliżej wejścia na szlak zaparkujemy w samej Palenicy Białczańskiej, a nieco dalej do dyspozycji mamy pas drogowy (ok. 1 km do wejścia) oraz Łysą Polanę (ok. 1,5 km od wejścia). Z Łysej Polany do wejścia na szlak idzie się przez około 15-20 minut, można też skorzystać z płatnych busików. Nie można niestety wybrać sobie miejsca parkowania – o wszystkim decyduje kolejność przyjazdu i obsługa parkingu. Najlepiej więc zjawić się na miejscu jak najwcześniej.

Parking w Palenicy Białczańskiej jest spory, ale w sezonie bardzo szybko się zapełnia.
Jeżeli nie chcemy jechać samochodem, możemy skorzystać z busów, które dość często kursują między Palenicą Białczańską a innymi tatrzańskimi miejscowościami. Podobno najlepiej szukać ich w centrum Zakopanego – wtedy jest większa szansa, że trafimy na nieprzepełniony pojazd i bez problemu znajdziemy transport. Od pewnego czasu można też kupować bilety na busy przez Internet, na stronie TPN. Usługa jest jeszcze w fazie testowej, ale z tego co widzę, da się już z niej korzystać.
Morskie Oko najprostszym szlakiem
Nad Morskie Oko prowadzi znana wszystkim asfaltowa droga Oswalda Balzera. To najprostszy dostępny szlak, a przy tym bardzo widokowy – właśnie nim się dziś przejdziemy.
Kim był Oswald Balzer? Był to polski historyk – zasłynął między innymi tym, że reprezentował Galicję w sporze o Morskie Oko, który rozegrał się między Galicją właśnie a Węgrami. Udało mu się wygrać proces sądowy i doprowadzić do ustanowienia granicy w Tatrach zgodnie z polskimi oczekiwaniami.
Ustanowiona wtedy granica obowiązuje do dziś (obecnie między Polską a Słowacją) – i tak dzięki panu Oswaldowi mamy Morskie Oko u siebie. Nie dziwi więc, że nasza dzisiejsza trasa nosi właśnie jego imię. Warto też wspomnieć, że droga Oswalda Balzera zaczyna się już w Zakopanem i wiedzie przez Jaszczurówkę, Toporową Cyrhlę, Wierchporoniec oraz Łysą Polanę.

Czekają na nas między innymi takie widoki.
Inne warianty trasy nad Morskie Oko
Wybierając się nad Morskie Oko, możemy też nadłożyć drogi i przejść przez Dolinę Pięciu Stawów Polskich, po drodze zaliczając Świstową Kopę lub Szpiglasowy Wierch.
Ja jednak opiszę Wam dzisiaj prostszy, najpopularniejszy wariant asfaltówką, a to dlatego, że gdy planowałam przejść się tym ciekawszym szlakiem podczas ostatniego urlopu, jak na złość zamknięto część drogi nad Morskie Oko, przez co moja wyprawa bardzo by się wydłużyła i mogłoby zabraknąć mi czasu. Muszę więc zostawić sobie powyższe trasy na kolejne wypady w Tatry.
Drogą asfaltową nad Morskie Oko kursują też końskie zaprzęgi (które docierają do Polany Włosienica, potem trzeba się jeszcze przez około pół godziny przespacerować), ja jednak zachęcam Was, żebyście poszli na własnych nogach. Szkoda tych biednych koni, dajcie spokój.
Palenica Białczańska – wejście na szlak i zakup biletów
Przed wejściem na szlak nad Morskie Oko musimy kupić bilety do Tatrzańskiego Parku Narodowego. Można to zrobić na miejscu lub przez Internet – warto załatwić to z wyprzedzeniem, żeby w dniu wycieczki już się tym nie przejmować. Obecnie bilet normalny kosztuje 9 zł, a ulgowy 4,50 zł.
Warto wspomnieć, że na szlaku trafimy na sporo toi toiów, nie musimy więc się martwić, że przepełniony pęcherz zepsuje nam wyprawę. Co więcej, o ile nic się nie zmieniło, przy każdym punkcie z ubikacjami wisi kartka z informacją, ile czasu potrzeba na dojście do kolejnego takiego miejsca. To naprawdę fajna rzecz – przynajmniej wiemy, na czym stoimy.

A więc w drogę!
Ruszamy zatem w drogę. Przez cały czas idziemy czerwonym szlakiem – spacer nad Morskie Oko z Palenicy Białczańskiej zajmie nam około 2 godzin i 22 minut, nie licząc postojów. Trasa nie jest ani trudna, ani wymagająca, co pewnie również wpływa na jej popularność. Niemal każdy sobie z nią poradzi. Jedyną przeszkodą jest tu po prostu spora odległość – do pokonania mamy prawie 8 km (w jedną stronę), a asfalt nie jest niestety zbyt łaskawy dla naszych stóp.
Idziemy więc sobie naszą asfaltową drogą, mijając innych turystów, a co jakiś czas uskakując przed końskimi zaprzęgami. Na dłuższą metę jest to bardzo irytujące, wszystko wynagradzają nam jednak cudowne widoki. Po około 45 minutach dochodzimy do Wodogrzmotów Mickiewicza.
Wodogrzmoty Mickiewicza
O tym, że zbliżamy się do Wodogrzmotów Mickiewicza, dowiemy się ze sporym wyprzedzeniem. Odpowiednio wcześnie powiadomi nas o tym huk spływającej wody – nie bez powodu wodospady te otrzymały miano Wodogrzmotów. Wcześniej ich nazwa ludowa brzmiała po prostu „Grzmot”.
A skąd w tym wszystkim Mickiewicz? Nasz wieszcz narodowy nie miał z tymi wodospadami nic wspólnego – Towarzystwo Tatrzańskie nadało im jego imię w 1891 roku na pamiątkę sprowadzenia jego prochów na Wawel, co miało miejsce rok wcześniej. Wzbudziło to pewne kontrowersje – w końcu Mickiewicz nigdy nawet nie był w Tatrach. Autorzy niektórych przewodników twierdzili nawet, że nie należy mówić „Wodogrzmoty Mickiewicza”, tylko po prostu „Wodogrzmoty”. Ostatecznie jednak nazwa się przyjęła i jest używana do dziś.
Zobaczcie (i posłuchajcie) sami.
Bez względu na to, jak chcecie nazywać Wodogrzmoty Mickiewicza, jest to naprawdę magiczne miejsce. Można tu usiąść i odpocząć przed dalszą drogą, obserwując opadające kaskady wody. Co ciekawe, kiedyś to właśnie tutaj znajdował się parking i przystanek dla busów. Zmieniło się to dopiero w latach 80.
Leśne skróty i Polana Włosienica
Kiedy miniemy Wodogrzmoty Mickiewicza, czeka nas około godziny drogi do Polany Włosienica, gdzie swój bieg kończą końskie zaprzęgi. Jesteśmy więc coraz bliżej upragnionego celu. Na szlaku trafimy na kilka leśnych skrótów, które przecinają asfaltową drogę i prowadzą dość stromo po kamiennych stopniach. Jeśli czujemy się na siłach, warto z nich skorzystać. Nie tylko skracają drogę, ale też pozwalają stopom odpocząć od bezlitosnego asfaltu. Po jakimś czasie trafimy na Polanę Włosienica, z której roztaczają się wspaniałe widoki. Od Morskiego Oka dzieli nas już tylko około 30 minut. Serce rośnie z każdym krokiem!

Jest przecudownie.
Ostatnia prosta
Zaraz za Polaną Włosienica znajduje się spory obiekt gastronomiczny, można więc na chwilę usiąść i coś zjeść. Jeśli jednak czujemy się na siłach, warto go ominąć i iść przed siebie – w sezonie często panują tam straszne tłumy, a do celu zostało już naprawdę niewiele.
Po drodze miniemy jeszcze Żleb Żandarmerii, z którego często schodzą potężne lawiny – to między innymi dlatego wyprawa nad Morskie Oko zimą nie zawsze jest dobrym pomysłem. Ale o tym później.
Szlak prowadzi następnie przez Zakręt Ejsmonda. Skąd taka nazwa? Już tłumaczę – w 1930 roku miał tu miejsce wypadek samochodowy, w którym zginął polski poeta i bajkopisarz Julian Ejsmond. Tak, jeszcze w ubiegłym wieku można było dojechać tu samochodem. W późniejszych latach zakręt został przerobiony i dziś nie jest już tak ostry.


Jak widać, trasa jest naprawdę malownicza. Za każdym zakrętem czeka coś wspaniałego.
Upragnione Morskie Oko
Teraz mamy do pokonania ostatnie metry. Po drodze miniemy jeszcze niewielki budynek tak zwanego Starego Schroniska, a wkrótce potem naszym oczom ukaże się schronisko właściwe, które znajduje się nad samym brzegiem Morskiego Oka. Możemy teraz podejść, odpocząć, może kupić jakieś piwko albo inny napój, usiąść i sycić oczy.
A jest na co patrzeć. Morskie Oko otoczone szczytami prezentuje się cudownie. Przejrzysta woda, która przy sprzyjającej pogodzie mieni się w blasku słońca, majestatyczne góry – coś wspaniałego. Podobno legenda głosi, że jezioro nie ma dna i jest połączone z Adriatykiem. Kto wie, może coś w tym jest… 😉

Lśniąca, przejrzysta woda.
Nad Morskim Okiem jest tak pięknie, że wcale nie chce się wracać. Można przenocować w schronisku, trzeba jednak liczyć się z tym, że w sezonie jest ono bardzo oblegane – noclegi trzeba rezerwować ze sporym wyprzedzeniem. Czasami nawet z rocznym! Informacje na temat rezerwacji i nie tylko znajdziecie na stronie internetowej schroniska. Jeśli jednak nie spędzamy nocy nad Morskim Okiem, musimy wrócić do Palenicy Białczańskiej. Droga powrotna czerwonym szlakiem zajmie nam około 1 godziny i 52 minut.

Zimą też jest pięknie. Twarz sama się cieszy. 😀
Morskie Oko bez tłumów?
Jest to możliwe, trzeba jednak pamiętać o dwóch rzeczach.
Po pierwsze, wyjdź na szlak jak najwcześniej. Im wcześniej, tym lepiej – wtedy jest duża szansa, że na tłumy trafisz już w drodze powrotnej.
Po drugie, jedź poza sezonem. Wiadomo, że wtedy trzeba liczyć się z gorszą pogodą, ale można naprawdę dobrze trafić. Moja ostatnia wyprawa nad Morskie Oko miała miejsce w marcu, kiedy wszędzie jeszcze leżał śnieg, a okres ferii zimowych już się skończył – na szlaku spotkałam naprawdę niewielu turystów, a po drodze minęły mnie może ze 3-4 końskie zaprzęgi. Luksus.

Pusto, cicho spokojnie – jak widać na załączonym obrazku, jest to możliwe.
Morskie Oko zimą
No właśnie, co z tym śniegiem i zimowymi warunkami? Wbrew pozorom, planując wyprawę nad Morskie Oko zimą, trzeba bardzo uważać. Na trasie jest kilka miejsc, którymi mogą schodzić potężne lawiny – jednym z nich jest wspomniany wcześniej Żleb Żandarmerii. Podczas mojej ostatniej zimowej wyprawy miałam okazję zobaczyć skutki przejścia takiej lawiny – drzewa połamane jak zapałki. Nikt nie powinien znajdować się wtedy na szlaku – to niechybna śmierć. Dlatego przed każdą zimową wyprawą nad Morskie Oko koniecznie trzeba sprawdzić pogodę i aktualny komunikat lawinowy – niezbędne informacje są publikowane na stronie TOPR.

Morskie Oko w zimowej odsłonie. Jak widać, jest pięknie o każdej porze roku.
Trzeba też pamiętać, że zimą prosty szlak nad Morskie Oko może zmienić się w niezbyt przyjemną drogę. Śnieg, lód, zimno – niezbędne będą raczki i ciepłe ubrania. Nie chcę Was tutaj do niczego zniechęcać – wszystko jest dla ludzi, a Morskie Oko jest naprawdę piękne w zimowej scenerii, należy jednak podejść do takiej wyprawy z rozwagą i odpowiednio się przygotować. Po co nam dodatkowe problemy?

Na rozważnych wędrowców czekają takie widoki.
A co dziś ugotujemy?
Nie uwierzycie, ale do napisania tego wpisu zainspirowały mnie… jajka w tostach. Spojrzałam na nie i natychmiast uderzyła mnie myśl, że wyglądają jak oko. A stąd już nie było daleko do Morskiego Oka. Przynajmniej w mojej szalonej głowie.
Ale nie ma tego złego, Morskie Oko jest piękne, a jajka w tostach są smaczne i proste do zrobienia. To doskonały pomysł na śniadanie. Dodajcie do tego jeszcze jakieś warzywka i będzie cudnie.
Jajka w tostach, czyli Morskie Oko, ale nie do końca
Składniki (na 4 jajka w tostach)
- 4 jajka – najlepiej takie od wolnej, wesołej kurki.
- 4 kromki chleba tostowego – ja używam pełnoziarnistego.
- Odrobina oleju lub oliwy do smażenia.
- Przyprawy – do smaku. Ja używam soli, pieprzu, czosnku granulowanego, suszonych pomidorów i jakichś ziółek, na przykład prowansalskich albo włoskich.
- Warzywa – opcjonalnie. Na przykład pomidorki albo prosta sałatka, zawsze to dodatkowe źródło witamin.
Wykonanie
- W każdej kromce chleba tostowego wytnij spory otwór – na przykład za pomocą szklanki. Z wydrążonego chleba możesz na przykład później zrobić grzanki.
- Na patelni rozgrzej olej lub oliwę.
- Podsmaż kromki chleba tostowego przez kilka minut z jednej strony.
- Obróć chleb tostowy na drugą stronę, a następnie do każdego otworu wbij jajko.
- Przypraw jajka do smaku.
- Smaż jajka w tostach jeszcze przez kilka minut pod przykryciem.
- Gdy jajka się zetną, przełóż całość na talerze i podawaj z warzywami (jeśli tak Ci pasuje).

Jajka w tostach, pomidorek, garść kiełków – i mamy pyszne, a zarazem ładnie wyglądające śniadanko.
Jak widać, to naprawdę proste. Jeśli szukacie pomysłu na szybkie, ale efektowne śniadanie, nie mogliście trafić lepiej. Smacznego i do zobaczenia następnym razem!
Jeśli chcesz, zaobserwuj mnie na Facebooku i Instagramie – znajdziesz tam informacje o najnowszych wpisach, zdjęcia, przemyślenia i inne takie. Zapraszam serdecznie!