IMG_2227

Ogród Japoński w Pisarzowicach

Mamy tu jakichś miłośników ogrodów? Jeśli tak, to świetnie – przygotowałam dla Was coś ciekawego. A jeśli nie, nie szkodzi – i tak opowiem Wam dziś o ogrodzie i to nie byle jakim. Nawet jeżeli podobne tematy niespecjalnie Cię interesują, to myślę, że akurat tu Ci się spodoba. Wiem, co mówię – sama nie jestem jakąś zapaloną miłośniczką krzaczków i innych roślinek, ale miejsce, które jest bohaterem dzisiejszego wpisu, naprawdę mnie zauroczyło.

No dobra, powiesz, ale to w końcu dokąd się dziś wybieramy? Bo tylko gadasz, gadasz i żadnych konkretów.

Spokojnie. Muszę sobie czasem pogadać, tu przynajmniej nikt mi nie przerywa. 😉 Ale do brzegu – dzisiaj odwiedzimy Ogród Japoński w Pisarzowicach.

I cyk, przenosimy się do Japonii. No, prawie. Ale przynajmniej tak nie musimy pakować się do samolotu.

Jeśli marzy Ci się wyprawa do Japonii, ale nie masz możliwości, brakuje Ci środków lub na samą myśl o tak dalekiej podróży chcesz uciekać z krzykiem, zajrzyj do Pisarzowic. Znajdziesz tam doskonałą namiastkę kraju kwitnącej wiśni i nieco odpoczniesz od codziennego zgiełku. A wszystko to za darmo – czyli uczciwa cena.

Za darmo możemy podziwiać takie cuda. To chyba wystarczająca rekomendacja?

Ogród Japoński w Pisarzowicach powstał przy szkółce krzewów ozdobnych, którą prowadzi pan Antoni Pudełko. To naprawdę ciekawe miejsce, które pomoże Ci się zrelaksować, a kto wie, może zainspiruje do aranżacji Twojego ogrodu, jeśli takowy posiadasz, lub przynajmniej skłoni do zakupu kwiatka w doniczce, jeżeli w przeciwieństwie do mnie nie masz tendencji do ususzania wszystkiego, co zielone. Teren nie jest zbyt rozległy – nie spodziewaj się tu dalekich wędrówek. Czeka Cię raczej krótki spacer, ale czasami właśnie tego potrzebujemy – chwili spokoju i wytchnienia na łonie natury. I to jakiej! Wszystko jest tu idealnie zadbane i dopracowane w najmniejszym szczególe.

I kolejny rzut oka na ogród. No jak z obrazka.

Ogrody japońskie podobno mają to do siebie, że nie walczą z dziką przyrodą ani nie chcą jej pokonać, ale się od niej uczą i ją naśladują. Ich nieodłącznym elementem jest woda, która wnosi życie i energię. Niezbędne są też kamienie, najlepiej takie o naturalnej, nieregularnej formie. Poza tym mamy znane z wielu obrazków ścieżki, latarenki, małe pagórki i mostki.

Woda, kamyczki, mostki, mnóstwo zieleni – czego chcieć więcej?

Podczas zwiedzania ogrodu spotkaliśmy takiego jegomościa. Jak widać, jemu również się podoba.

Spotkaliśmy też żabę, ale nie była zbyt rozmowna. Wątpię też, żeby okazała się zaklętą księżniczką. Czy tam księciem. A na drugim zdjęciu jest urocza latarenka.

A roślinki? Też bywa ich sporo. Azalie, bonsai, wiśnie i piwonie – to tylko niektóre charakterystyczne okazy japońskich ogrodów. W Pisarzowicach trafiliśmy również na poziomki, które natychmiast przykuły moją uwagę – do smaków jakoś mi bliżej niż do kwiatów.

Obiecane poziomki.

A skoro o smakach mowa… Na terenie ogrodu prężnie działa herbaciarnia Satomi, w której, jak sama nazwa wskazuje, można napić się herbaty, ale nie tylko. W menu dostępne są również inne napoje, na przykład kawy i lemoniady. Głodni też stamtąd nie wyjdziemy. Do wyboru są różne desery, naleśniki, bułki, a nawet tosty. My skusiliśmy się na herbatę mrożoną, bo gdy odwiedziliśmy ogród, był straszliwy upał. Do tego wzięliśmy sobie szarlotkę z lodami – była naprawdę przepyszna.

Przysmaki z herbaciarni. Godne polecenia, godne zjedzenia.

Mieliśmy coś dla ciała, to teraz coś dla ducha. Herbaciarnia przybliża nam nieco kulturę japońską – znajdziemy tam między innymi ciekawie zaprezentowane stroje, broń i oczywiście rozmaite przedmioty związane ze sztuką parzenia herbaty takie jak naczynia i nie tylko. Warto sobie to wszystko pooglądać – w końcu rzadko mamy taką okazję.

Tutaj mamy brońki. Nie będę udawać, że wiem, jak to się naprawdę nazywa – pewnie prędzej czy później znajdzie się ktoś, kto udowodni mi, że nie mam racji.

Tradycyjne stroje. I filiżanki. Pani na zdjęciu wygląda, jakby chciała zakosić ten hełm.

Aż chce się przycupnąć i udać, że ma się jakiekolwiek pojęcie o sztuce parzenia herbaty. Ale lepiej tego nie robić – ta czerwona lina jest tam nie bez powodu.

Herbaciarnia ma także spory taras. Możesz więc wziąć sobie herbatę i ciastko, usiąść na zewnątrz i cieszyć się nie tylko świetnym smakiem, ale też przyrodą dookoła. W takim miejscu naprawdę da się odpocząć.

I widok na samą herbaciarnię. Otoczona przyrodą, elegancka… Trzeba przyznać, że w takim miejscu naprawdę miło usiąść i odpocząć.

Co ciekawe, na terenie ogrodu znajduje się charakterystyczna brama Torii, która symbolizuje przejście z naszego, fizycznego świata ziemskiego (skończonego) do świata bogów (nieskończonego), czyli innymi słowy do miejsc świętych. I chyba coś w tym jest. Nie mnie oceniać, co jest święte, a co nie, ale Ogród Japoński w Pisarzowicach z pewnością ma swój unikalny klimat i niepowtarzalną atmosferę, która sprzyja odprężeniu i pozwala choć na chwilę oderwać się od przyziemnych spraw. I może o to w tym chodzi. Spacerując pośród stawów, drzewek i krzaczków, przechodząc po mostkach i kamieniach, wyszukując coraz więcej ciekawych szczegółów i po prostu podziwiając piękno przyrody, mamy szansę porządnie się zrelaksować. I chociaż na moment zapominamy, że ten wiecznie rzucający nam kłody pod nogi w pracy złośliwy gremlin to dzban. W Pisarzowicach nawet dzbany są ładne.

Jest i Torii. Rzeczywiście wygląda tak, jakby prowadziła do innego świata.

Co jeszcze dobrze wiedzieć? Obok Ogrodu Japońskiego działa punkt sprzedaży, jeśli więc szukasz dla siebie jakiegoś krzaczka albo chcesz przywieźć sobie do domu jakąś pamiątkę, warto tam zajrzeć. Wybór jest naprawdę spory, my jednak wyszliśmy stamtąd z niczym – moja tendencja do ususzania roślinek sprawia, że zwyczajnie ich szkoda, niech trafią w lepsze ręce.

Nie mogę skończyć wpisu tak przykrym akcentem, dlatego tradycyjnie zaproszę Cię jeszcze na coś dobrego do jedzenia. Jako że odwiedziliśmy dziś Ogród Japoński, zaproponuję Ci danie nieco orientalne, a mianowicie prostego kurczaka curry. Naprawdę prostego i szybkiego – zapomnij o czasochłonnych przygotowaniach i długotrwałym babraniu się przy garach. Jeśli tak jak ja lubisz takie smaki, a niekoniecznie uśmiecha Ci się spędzanie godzin w kuchni, będzie to idealna opcja dla Ciebie. A żeby było ciekawiej, pokażę Ci dwa warianty tej potrawy, możesz więc wybrać coś doskonale dopasowanego do siebie.

Tak, ja wiem, jak to wygląda. Ale uwierz, smakuje naprawdę doskonale. Ma bogate wnętrze, o.

Kurczak curry tak dobry, że mentalnie przeniesiesz się do Azji (2 porcje)

Składniki

  • Pierś z kurczaka – jedna duża pierś wystarcza nam na 2 porcje.
  • 200 ml mleczka kokosowego (lub opcjonalnie jogurtu naturalnego).
  • 1 cebula.
  • 2-3 ząbki czosnku.
  • Ryż – nam na 2 porcje wystarcza woreczek 100 g.
  • Oliwa lub olej – do smażenia i do marynaty.
  • Przyprawy – ja wykorzystuję curry (dużo curry!), sól, pieprz, imbir i czosnek w proszku.

Wykonanie

  • Oczyść pierś z kurczaka, a następnie pokrój ją w kostkę lub w paski – jak wolisz.
  • Pokrojonego kurczaka przełóż do miseczki, a następnie wymieszaj z odrobiną oliwy i przyprawami.
  • Zawiń miseczkę z kurczakiem w folię spożywczą i włóż na 10-15 minut do lodówki.
  • W międzyczasie wstaw wodę na ryż i zacznij go gotować zgodnie z opisem na opakowaniu.
  • Pokrój czosnek i cebulę w drobną kostkę.
  • Usmaż cebulę, czosnek i kurczaka na oliwie lub oleju.
  • Gdy kurczak się usmaży, zalej wszystko mleczkiem kokosowym i gotuj przez kilkanaście minut – sos powinien nieco zgęstnieć. Opcjonalnie zamiast mleczka możesz użyć jogurtu – w takim wypadku pamiętaj jednak, aby był on w temperaturze pokojowej i aby najpierw go zahartować. O co chodzi? Już wyjaśniam. Zanim dodasz jogurt do potrawy, lekko go posól, a następnie zbierz trochę tłuszczu z patelni i go z nim wymieszaj. Dlaczego to takie ważne? Jeśli tego nie zrobisz, jogurt się zwarzy i powstaną mało apetyczne grudki. A tego nie chcemy.
  • Gdy sos będzie już gotowy, możesz sprawdzić, czy smakuje tak, jak trzeba i ewentualnie doprawić. Następnie podaj go razem z ugotowanym ryżem.

I to by było na tyle. Sami widzicie – aby zjeść naprawdę pysznego kurczaka curry, wcale nie trzeba spędzać w kuchni zbyt wiele czasu. Przygotowane w taki sposób danie smakuje wyśmienicie, a nie wymaga dużego wysiłku. To idealny pomysł na szybki obiad – mam to sprawdzone.

A tu kurczak jeszcze na patelni. To akurat wariant z jogurtem.

Kwestię użycia mleczka kokosowego lub jogurtu pozostawiam Tobie. Wszystko zależy od preferencji. Ja lubię obie wersje, choć ta z mleczkiem ma specjalne miejsce w moim serduszku – raz, że jest mniej problematyczna, bo nie musimy bawić się w hartowanie, a dwa, że ma o wiele ciekawszy smak. Aromat kokosa jest wyczuwalny, ale nie dominuje potrawy, tylko delikatnie podkreśla jej charakter. Po prostu cudo!

Jeśli więc po wizycie w Ogrodzie Japońskim chcesz zostać nieco w orientalnych klimatach, zrób sobie takiego kurczaka i choć na chwilę przenieś się do Azji tak “w środeczku”. Smacznego!

Udostępnij

Może zainteresuje Cię też:

Ruiny zamku Sobień w Manastercu.

Zamek Sobień w Manastercu

Zbliża się Halloween, więc przygotowałam dla Was specjalny wpis z tej okazji. Odwiedzimy dziś ruiny zamku Sobień w Manastercu, poznamy kilka ciekawych legend, a może

Czytaj więcej »
Widok na Trzy Korony.

Trzy Korony

Dziś zabiorę Was w Pieniny – tu jeszcze razem nie byliśmy. Zdobędziemy jeden z najbardziej rozpoznawalnych szczytów w Polsce, czyli Trzy Korony, przejdziemy się tajemniczym

Czytaj więcej »

2 Responses

  1. Przyglądając się strojom japońskim, naszła mnie refleksja, że panowie japończycy mieli bardziej „strojne” stroje, a już na pewno bardziej rzucające się w oczy 😁.
    Muszę sprawdzić jak to jest daleko od mojego domostwa i czy jesienią też warto tam jechać

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.

The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.